Aktualności
Kusy wtorek i środa popielcowa
"Pamiętaj człowieku, że prochem jesteś i w proch się obrócisz" - napominają księża posypując popiołem głowy wiernych. W Środę Popielcową kończono ostatecznie zapustne zabawy i szaleństwa. Adam Wiślicki w Tygodniku Ilustrowanym (nr 129) z 1862 r. w niezwykle bogaty sposób opisał zwyczaje a także ubiór świąteczny włościan między Ostrowcem a Opatowem w kontekście środy popielcowej.
„Środa popielcowa, ta chwila uroczysta dla mieszkańców stolicy i miast większych, jako kres pory zapustnej i przejście do żałoby, poprzedzającej tajemnicę odkupienia, - po wsiach, a mianowicie w Sandomierskiem jest dopiero pierwszym, choć i ostatnim dniem zapustu, którego lud używa swobodnie, oddając się zabawie z ochoczą skwapliwością, cechującą uciechy włościan naszych. Gdy więc w miastach wesoły gwar, kipiąca życiem zabawa cichnie, na wsiach zapusty w jednodniową chwilę zamknięte, wybuchają szaloną wesołością, wrą ruchem i gasną z zachodem słońca, lub też najdalej z pierwszem pianiem koguta, tego żywego sioł naszego zegara. Popiół, znak pokuty spada na głowy włościan dopiero w następną niedzielę... stary więc zwyczaj uświęca zabawy środowe, którym za przewodnika służy nić odległego podania. Rok rocznie przeto lud sandomierski, bez względu na pomyślną lub smutną dolę, w dniu popielcowym oddaje się zabawie z radością dziecka, które po długim zatrzymaniu w izbie, zdołało się wreszcie wymknąć na świat Boży. Stary zwyczaj ujął uciechę zapustną ludu w pewne formy nadając jej charakter jakiegoś obrzędu z czasów pogańskich. Siła tej tradycji jest tak wielka, iż wszelkie wystąpienia duchowieństwa nie mogą jej wyrugować z pamięci ludu, ani nawet złagodzić i przemienić. Inaczej też być nie może i nie mogło; w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, gdy nowa wiara u samych jej opowiadaczy przyćmiona była zabobonem i ciemnotą, lud starał się łączyć dawne pogańskie zwyczaje z nowemi wymaganiami. Zmieniano więc czas obrzędów, stosownie do potrzeby i naginano je do nowych pojęć, ale zawsze pierwotna myśl pozostała i dziś widoczną jest przy obchodach ludu wiejskiego.
W Sandomierskiem, jak powiedzieliśmy, środa popielcowa ma swój odrębny charakter, który przechował się pełniej i czyściej niż w innych okolicach, gdzie obchód stracił swą barwę i zmienił się w bezmyślną hulankę. Przypadek pozwolił mi w roku bieżącym (luty 1862) przypatrzeć się bliżej zwyczajom środy popielcowej i to w okolicy Sandomierskiego, słynącego z tego rodzaju obrzędów.
Już pod wieczór we wtorek cudacko ubrani parobcy chodzą od chaty do chaty wiejskiej, wybierając jaja, kapłony i t. p. przedmioty, stanowić mające daninę dworowi. Nazajutrz, to jest we środę, wszelka praca od rana ustaje po okolicznych wioskach, a natomiast wysypuje się lud świątecznie przybrany. Ubiór ludu między Ostrowcem i Opatowem, na podnóżu gór Śto-Krzyzkich, cechuje owa powaga, szczątek panującego w całym narodzie gustu, przechowany dziś tylko w stroju włościan i żydów. Długa granatowa sukmana, przypominająca kontusz, ze stojącym kołnierzem, obszyta po kilkakroć w koło sznurkami zielonego i czerwonego koloru, przetykanemi takiemiż kwaścikami (czyli kiścikami), dobrze okrywa barczystego Sandomierzaka. Co wieś, to inny zwyczaj, inny strój; więc między granatem spotkasz i siwą sukmanę z samodziału, ale zawsze różnowzorzestemi sznurkami wyszytą. Pas rzemienny lub włóczkowy opina zwierzchnią odzież, pod którą kryje się krótki kożuszek, z zagiętym na niego kołnierzem koszuli spiętej krwawnikową spinką, jakich tysiące roznoszą żydzi małych miasteczek. Wielka barania czapka czarna, z tyłu rozcięta, przypomina owe sobolowe kołpaki noszone przez panujących nawet, co wyszli jak i cały nasz naród, z łona rolników. Młodzi parobcy zachwytują coś od Krakowiaków sąsiednich; stroją się w czerwone czapeczki ozdobne szeregiem spiętych pawich piórek. Strój kobiecy także niejednostajny. Młode dziewuchy spinają kibić gorsetem obcisłym i kwiecistym, starsze i poważniejsze noszą jubki granatowe, bramowane futrem, a często podbite kożuszkiem. Na głowach wzorzyste chustki w zawój splecione, na wierzchu zaś białe płachty do przykrycia, spadające na ramiona, podobnie ja ubiory prababek naszych, jakich wzory na starych portretach widzieć się daje.
Ku południowi gromadki ludu kupić się zaczynają około karczem, mianowicie położonych przy drogach i więcej uczęszczanych; wtedy też rozpoczyna się uciecha, przeplatana muzyką wiejską, tańcem i niestety! nieodłączną pijatyką. Do podochoconego zabawą i trunkiem tłumu, przybywa wreszcie zapowiedziany Bachus. Tak dziś nazywają wystrojoną lalkę, którą parobcy obnoszą po całej wsi; lecz jak się ona nazywała kiedyś przed wiekami, któż to odgadnąć może? Że obnoszenie Bachusa mogło powstać ze zwyczaju pogańskiego, na podobieństwo saturnalij, każdy przyzna, kto ujrzy tę gromadę włościan obnoszących ustrojonego bałwanka. Zaszczyt towarzyszenia należy się raźnym parobkom, którzy przybierają się stosownie do obchodu. Jest to rzeczywista wiejska maskarada. Najbrzydszy, a zarazem najroślejszy chłop przebiera się za kobietę, dozgonną towarzyszkę bachusa, drugi nizki z głupowatym wyrazem twarzy, trzymając ogromny drąg w ręku, udaje wójta gromady, i jemu należy się zaszczyt przemawiania, ile razy tego zachodzi potrzeba. Inny suchy, z wielką torbą pełni obowiązek skarbnika i zbiera dary, aby za nie później ogólną wyprawić pijatykę. W niektórych poblizkich okolicach przebierają się za Cyganów, Żydów i Murzynów, przez uczernienie twarzy i rąk sadzą; lecz jest to zapewne niesmaczny wymysł jakiegoś niby postępowca, nie znajdujący między ludem uznania i naśladowania ogólnego. Kobiety z powiązanemi chustkami w rękach, parobcy i gospodarze otaczają niosących bachusa, a tak cała gromada przeciąga przez wieś, udając się najprzód do dworu. Kiedy przed drzwiami staną, wójt uderza laską po trzykroć, a gospodarz musi wyjść do przybyłych, bo inaczej wedrą się przemocą. Po przywitaniach wójt składa uzbieraną we wtorek daninę i przemawia w te niemal słowa: „Oto, panie ojcze gospodarzu, w twoim domu jest córa (lub syn), co nie bacząc na obowiązek każdego człowieka przykazany Adamowi i Ewie od Boga, nie weszła jeszcze w małżeństwo. Kończą się dziś długie zapusty, i my więc przychodzimy z bachusem i zabieramy ci twoją dziewkę, aż się wykupi, kiedy nie chciała w małżeństwo iść. Ale i ty, ojcze gospodarzu, nie zapominaj o bachusie, tylko go obdarz czem możesz, bo patrz jaki on biedny, obdarty, głodny.” Dwór przyjąwszy daninę, wystawia kilka garncy wódki lub piwa, a gromada z pożegnaniem odchodzi przez wieś, wstępując do każdej chaty, gdzie coś podobnego powtarza, z tą różnicą, iż parobcy wyprowadzają dziewczęta niezamężne, i te co się nie okupią, malują sadzami jako oblubienice bachusa. W niektórych okolicach parobcy wykupują dziewki za swoje pieniądze, a te odwdzięczając się, przyrządzają im na Wielkanoc serki, jajka, oraz inne podarki. Za zebrane pieniądze wyprawia się w karczmie gwarna ochota, a wszyscy tańczą około bachusa. W popielcową także środę, okupywać się muszą wszyscy jadący koło karczem, z tych bowiem wybiegają kobiety i zagradzają drogę związanemi chustami, a parobcy bijąc ich pytami, wymuszają datek. Nie potrzebujemy dodawać, iż ręka ich dla niejednego bywa twardą; uchodzi im jednak ta swawola, bo to ostatni dzień zapust: środa popielcowa.”